środa, 28 listopada 2007

Czas, zabójca wolności

Załóżmy, że nie ma takiego czegoś jak czas i jego przemijanie. Starzejemy się, ale nie wiemy ile lat mamy, jak długo pożyjemy, ile potrwa nasza choroba. Pracujemy tyle, ile potrzeba, a nie musowe 40h w tygodniu, na urlop też jedziemy, na tyle na ile potrzeba. Wiadomo, że powstałby niewyobrażalny chaos, ale...

No właśnie, ile człowiek mniej miałby problemów dzięki temu. Nie byłoby wymówek, "na to nie starczyło mi czasu", "nie miałem czasu, wiec nie przyjechałem". Wszystko co chcemy w życiu zrobić, po prostu byśmy to zrobili, bez stresu, że na coś innego nie wystarczy nam czasu. Starość byłaby piękniejsza, bo człowiek wszystko zdążyłby w życiu zrobić. Pojechać dookoła świata, zrobić 30 fakultetów, wychować 10 dzieci, nauczyć się stu różnych rzeczy od origami po lewitację. Człowiek nie wkurzałby się na wolno działające Allegro czy naszą klasę, bo po prostu, nie byłoby takiego pojęcia jak "powolny" czy "szybki". Mógłbym się wynudzić, a potem najspokojniej zabrać się za coś bardziej pożytecznego, a tu tyle czasu, że ledwo na ćmika po pracy czasu starcza. Mamy do wyboru zadbać o siebie, albo pozostałą resztę.

Wszystko zależy od charakteru i od umiejętności, bo czasami uda się tak wszystko poukładać, że na wszystko wystarcza czasu. Ja niestety, nie jestem zbytnio zorganizowany, albo po prostu leniwy. :) W każdym razie, długo zabieram się do czegokolwiek i sporo czasu tracę na przygotowania. Na pewno cenię czas i nigdy nie straciłbym go na coś takiego. No i nienawidzę poświęcać czasu na spanie. To wg. mnie jest największe marnotrawstwo.

Brak komentarzy: