piątek, 29 lutego 2008

Kochajmy się - wiosna idzie

... lub nie bądźmy dla siebie źli. Ludzie spod znaku Ryb żyją podobno z głową w chmurach, w swojej krainie marzeń. Moją krainą jest świat bez złości, zawiści, nienawiści do drugiego człowieka. Nie wiem na ile jest to prawdą, a na ile tylko tak mi się wydaje, ale chyba udaje mi się to marzenie zrealizować, unikać sytuacji, ludzi, którzy by mnie przekonali, że moje marzenia pozostaną na zawsze tylko marzeniami, że nawet się o nie nie otrę, nie wyjdą poza sny, nie zobaczę ich na jawie.

Jakoś udaje mi się unikać "wojennych" sytuacji, konfliktowych ludzi lub przynajmniej nie być w pobliżu tych konfliktów.

Lubię czuć, że dookoła wszyscy się kochają, pomogą sobie w potrzebie, nie życzą drugiemu źle. Czuję się wtedy bezpieczniej, oddycham bez obawy o to, że ktoś zły zabierze mi to świeże powietrze wolności. Oczywiście nie zawsze tak jest i czasami dostaję obuchem w głowę. Na szczęście takie sytuacje nie trwają długo, bo mam po prostu możliwość zrezygnowania z takiego towarzystwa. Podświadomie pewnie unikam takich miejsc, ludzi czy zdarzeń, które mogłyby spowodować wodospad łez w sercu.


Sądzę, że każdy chce mieć taki swój spokojny azyl, pokój, miejsce na kanapie, kawałek ogrodu, w którym będzie się czuł jak na rękach u mamy, upajając się beztroską i miłością, która nie pozwoli nas skrzywdzić. Ja staram się mieć coś takiego wszędzie tam gdzie się pojawiam i na razie mi się udaje, bo jestem szczęśliwy i w domu i w pracy, a jak nadchodzi wiosna, to już w ogóle radość przepełnia moje serce.

Na weekendzik, coś o miłości



piątek, 22 lutego 2008

Kudłate maleństwo rośnie

Oczywiście chodzi o Vicky. Od ostatniego wpisu na jej temat minęły chyba ze cztery miesiące, a dla niej to sporo czasu. Od dwóch miesięcy "mieszka" z Dianą w przedsionku. Diana pomimo swojego wieku i kociego charakteru samotnika zaakceptowała jej obecność w swoim codziennym życiu. Diana z rodzicielską troską pokazuje jej jak pilnować domu i zanieczyszczać podjazd. :)

Dobrze, że Vicky ma zajęcie, bo jest pełna energii i pragnie każdego towarzystwa, tak jak każdy młody pies, a tym bardziej Berneńczyk. Po Dianie też widać, że służy jej towarzystwo drugiego psa. Mam wrażenie, że nawet rozpieszcza swoją młodszą koleżankę, bo daje sobie wchodzić na głowę, dosłownie. Vicky ją podgryza, a Diana od niechcenia również odda jej małego kęsa w grubą, gęstą sierść.

Gdy wracam z pracy, chociaż nie wiem jak bardzo zmęczony, to i tak dwa merdacze zajmują mi z 5 minut na powitanie. No bo jak przejść obojętnie obok dwóch uśmiechniętych, pełnych oddania, kudłatych stworzeń?

Od rana, gdy wracam z zakupów, obydwie wchodzą za mną do kuchni, z nadzieją na mały aperitif przed śniadanie, no i oczywiście go dostają. Diana kanapeczkę z pasztetem, a Vicky suchy chleb, bo po pasztecie ma perturbacje żołądkowe. Potem idą się trochę pobawić na dwór, a ja szykuję śniadanie dla moich drugich podopiecznych, czyli Elki i Matiego. Po odprowadzeniu ich do szkoły z daleka już widzę jak obydwie czekają przy bramie i z nadzieją oraz pustym brzuchem podbiegają do mnie z największym uśmiechem jaki tylko potrafią wykrzesać ze swoich szczerych serc, łaszą się do mnie.

Wychodząc do pracy widzę tylko dwa pyski zanurzone w miskach pełnych jedzenia i już nie mogę się doczekać powrotu by zatopić swoje dłonie w ich rozwianych i błyszczących sierściach.